Piotruś napisał(a):
Wordeck - po pierwsze miałeś budować igloo na Syberii i co ważniejsze - wysłać mi pocztówkę ...
.
Po drugie - być może masz i rację ale czy wziąłeś pod uwagę to, że V6 TDI -podczas rozruchu- zużywa znacznie więcej prądu od silników benzynowych ?
Co - IMHO - przy częstotliwym zapalaniu/gaszeniu motora może jednak (?) zachwiać bilansem energetycznym (prowadząc tym samym do skrócenia życia zasiarczonego aku) ??? ... .
No widzisz, ostatecznie żona mnie nie puściła... Ale wszystko przede mną, jeszcze kiedyś tam pojadę
Popatrz na prąd ładowania jaki daje alternator - w normalnych warunkach regulator pozwala na 1/3 lub 1/4 nominalnej wydajności. Jeszcze raz - rezerwa jest taka, że "uciągnie" nie tylko 92Ah, ale spokojnie te 220. Jakoś mi się w Cygarze przez 5 lat nie zasiarczył, a alternator jest znacznie mniejszy... W Polonezie miałem 72 Ah i też nic złego się nie działo - różnica była taka, ze kiedy inni wymiękali, Poldek palił na 30 stopniach mrozu bez większych trudności.
No i sprawa podstawowa - zakładamy, że alternator ładuje prądem o jakimś tam natężeniu. Teraz pomyśl: zapalasz rano na mrozie samochód, czego skutkiem jest pobranie jakiegoś prądu z akumulatora. Załóżmy, że akumulator ma 60Ah i na rozruch zużywasz 10Ah. Teraz robisz to samo, tylko że masz akumulator 90Ah - też zużyjesz 10Ah, tylko, że zostanie nie 50 Ah a 80 Ah i prąd spadnie z nominalnych 14,4V do 13,5V a nie do 12V. <b>Prądu ubyło tyle samo, więc alternator musi pracować tak samo długo, żeby naładować aku do 100%</b>. Tyle, że im niższe napięcie, tym szybciej aku się zasiarcza, a im wyższy pobór prądu w stosunku do wartości maksymalnych dla danego aku, tym szybciej zużywają się płyty. Wniosek z tego taki - jest zupełnie odwrotnie niż piszesz...
Rację miałbyś - owszem, ale tylko wtedy, kiedy alternator by sobie nie radził - tutaj takiego zagrożenia nie ma.
Pozdrawiam