Dotychczas strzelało mi w instalacji od czasu do czasu ale dzięki niewielkiemu patentowi dało się uniknąć poważniejszych uszkodzeń typu np. rozerwanie dolotu do kolektora. Ostatnio na ciepłym silniku dałem troszeczkę "po zaworach" chcąc przetestować moment odcięcia zapłonu ponad 6700 obrotów, ale nie pomyślałem, że może wystrzelić wtedy gaz

no i stało się - strzeliło - silnik zgasł. Podnoszę maskę a tam zero uszkodzeń: dolot w porządku, antywybuchy nie ruszone, rura od filtra powietrza do dolotu kolektora cała, klapka w tej rurze nie pogięta, tylko mój patencik zadziałał ale go poskładałem i odpalam. Zapalił z pierwszego ale po ok. 3-4 sekundach pracy zgasł. I od tej pory jest tak za każdym razem - pali z pierwszego a potem gaśnie czy na gazie czy na paliwie, przez te kilka sekund chodzi ok i ładnie się wkręca na obroty a potem lipa, tak jakby nie dostawał paliwa (co jest niemożliwe) albo iskry.
Podpiąłem pod VAGa - nie wykazał błędów. Kiedyś na forum miał ktoś podobny problem ale stało się to wczasie jazdy, nie mogę znaleźć tego postu - a tym samym być może rozwiązania.
Proszę o wszelkie sugestie.
P.s. Podejrzewałem przepływomierz ale napięcia i opory w porządku, VAG nie wykazuje błędów, pozatym chodziłby nierówno ale by chodził, a tu lipa.